poniedziałek, 2 czerwca 2014

"21,22/52 Tygodnie Szczęścia"

Dawno mnie nie było, ale wiele się też wydarzyło, ale, ale..... po kolei. Na początku jak zawsze pragnę podziękować Wam za Wasze odwiedziny i słowa wsparcia i pociechy. Witam też bardzo serdecznie kolejnych obserwatorów. Miło mi, że zaglądacie na mój blog. Wybaczcie dzisiaj również nic o moich robótkach nie będzie, ale tak bardzo chcę się podzielić z Wami tym co naszą Rodzinkę spotkało, czyli kolejne promyczki a raczej promienie. Pamiętacie podpis pod tym zdjęciem w poprzednim poście?
Gdybym wierzyła w tego typu znaki (ale chyba zacznę;)), to zwaliłabym wszystko co się w minionych dwóch tygodniach wydarzyło na te właśnie koniczynki, chociaż był też moment grozy, kiedy to moja młodsza Pociecha grzmotnęła główką o asfalt spadając z rowerka, ale Anioł Stróż nad Nią mocno czuwał, bo upadek był naprawdę poważny (na moment straciła przytomność), ale tomograf głowy nie wykazał żadnych poważnych problemów. Oczywiście wstrząśnienie mózgu było.
W środę 21.05 trochę łez popłynęło, w czwartek również, tym razem płakała Gosia, bo po tym upadku nie mogła pojechać na szkolną wycieczkę do Kopalni Soli w Bochni.
Ale w piątek 23.05 zaświeciło nam słońce tak mocno, że do niedzieli nie mogliśmy w to uwierzyć.
W środę 14.05 mój Mąż miał w Starostwie komisję w sprawie niepełnosprawności. Wiedzieliśmy, że nie uzyska stopnia, ale złożyliśmy, bo już nie wiedzieliśmy co mamy robić dalej, był to z naszej strony akt desperacji. Mąż stracił prawo do odprawy i został zwolniony, gdyż nie uzyskał po zeszłorocznym wypadku zdolności do pracy jako kierowca (ma uszkodzone prawe oko). W szpitalu im. Rydygiera w Krakowie przez blisko 5 miesięcy lekarze wpajali nam, że oko jest nie do uratowania, źrenicy nie da się zeszyć, a zaćmy po urazowej nikt w kraju nam nie usunie, bo stopień uszkodzenia soczewki jest tak poważny, że nikt się tego nie podejmie. Uzbieraliśmy pieniądze na prywatne usunięcie tej zaćmy w tamtejszym szpitalu (to na początku doktorki bez mydła nam wchodziły w cztery litery), ale po kolejnych badaniach też się "nie dało" rzekomo na stopień uszkodzenia oka. Skończyło się włażenie a zaczęło się olewactwo i pokazali swoje prawdziwe oblicze. Na dodatek wypięli się na nas i powiedziała nam jedna pani doktor, że nie będą dalej prowadzili męża, żebyśmy się udali do lekarza w rejonie (który z powodu, że nie prowadził Męża od początku, nie podjął się monitorowania tego oka), żadnych zaświadczeń czy wniosków wypełniać nam nie będzie. Nie chcę już rozpisywać się na temat jak był w tym szpitalu i poradni traktowany mój Mąż jako Zasłużony Krwiodawca (oddane ponad 45 l krwi), bo wiele wulgaryzmów musiałabym pod ich adresem wylać. Zostaliśmy więc na lodzie i w tej desperacji złożyliśmy wniosek do Starostwa. Był to, jak się okazało, strzał w 10!!!! 
Na komisji tej był bardzo sympatyczny Pan Doktor z Bielska-Białej, który zaprosił Nas na wizytę do swojego Syna, również okulisty-chirurga na piątek 23.05. Pan Doktor Młodszy, gdy tylko zobaczył oko mojego Męża powiedział, że trzeba natychmiast przeprowadzić zabieg, ale ostrzegł nas, że jest już minimum o 5 miesięcy za późno, ale podejmie się tego ryzyka. Wyobraźcie sobie już w niedzielę 25.05 Mąż został przyjęty do szpitala na NFZ i już w poniedziałek 26.05 o godz. 11 był już po zabiegu. Zaćma pourazowa usunięta, poprawiło mu się widzenie, źrenica zeszyta, oczywiście w nie tak dużym stopniu jakby lekarz chciał, ale zawsze coś. To dla nas takie wielkie szczęście, że Bóg postawił tych dwóch lekarzy na naszej drodze, że sobie nawet nie wyobrażacie. Jedyne co mogę dodać to ludzie rękami i nogami brońcie się przed lekarzami z Krakowa z każdego krakowskiego szpitala, bo to konowały!!! Mógł być już blisko 8 miesięcy po zabiegu, gdyby nie wprowadzano i utwierdzano nas w przekonaniu, że nikt takiego zabiegu się w kraju nie podejmie, że nie ma takiego lekarza, który zgodzi się przy takim urazie oka przeprowadzić zabieg, bo soczewka wpadnie i takie tam. A tymczasem pod nosem, bo do Bielska mamy bliżej niż do Krakowa, mieliśmy wspaniałych specjalistów. Od 8 miesięcy mogło nasze życie wyglądać inaczej, gdyby uczciwie powiedzieli, że na śląsku są lekarze, którzy się w takich zabiegach specjalizują i sobie szukajcie. Czyż nie byłoby to najuczciwsze postawienie sprawy???? A nie przez blisko 5 miesięcy kontrole w Krakowie i ta sama śpiewka.....A,a,a  żebyśmy się źle nie zrozumieli, ja mieszkańców Krakowa lubię i szanuję, ale ci lekarze tak nam zatruli życie, że to do nich mam ogromny żal, że prawdy nie mówili:(((Podejrzewam, że są i tacy mieszkańcy Krakowa i okolic, którzy tak samo zostali potraktowani, a może i gorzej to wiedzą co czujemy i myślimy....
Kolejne promyczki to oczywiście niespodzianki przygotowane dla mnie przez moje Pocieszki Kasię i Gosię z okazji Dnia Mamy.
Na początek te ze szkolnej akademii:
- te cudeńka od Gosiaczka:
- te od Kasieńki:
- te cudeńka to od nich razem, które otrzymałam w domu:
Prawda, że łezka się w oku ma prawo zakręcić???
A na zakończenie tego wspaniałego dnia pod nasze kuchenne okno zawitał przesympatyczny gość:
Inne promyczki to kolejne dobre wieści po kontroli u lekarza, że oko jest na najlepszej drodze, goi się dobrze, dzieci są zdrowe, a to najważniejsze.
Pozdrawiam Was gorąco. Do kolejnego!!!!
P.S Dziękuję za Wyróżnienie, wkrótce na nie odpowiem. 
Zdrówka i słoneczka życzę!!!!







3 komentarze:

  1. Co do lekarzy to u mnie konowałów jest do wyboru do koloru niestety i to z różnych dziedzin. Akurat z dziedziny okulistyki nie mogę nic powiedzieć bo wujowi oko uratowali od razu:) Ale całe szczęście że złożyliście papiery do Starostwa:) Gratuluję prezentów a sarenka jest piękna:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami, kiedy wydaje się nam, że nie ma nadziei, że wszystko stracone, los obraca się o 180 stopni i stawia na naszej drodze kogoś, kto może nam pomóc. Wy Bożenko mieliście to szczęście i dzięki Bogu, z Twoim mężem jest znacznie lepiej. I to jest najważniejsze :). A prezenty od dziewczynek śliczne!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki słodziak w plamki, cudowne prace!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze, są dla mnie motorem i inspiracją do dalszych prac