Witajcie serdecznie! Dzisiaj chcę się z Wami podzielić moimi małymi szczęściami, jakie spotkały mnie w ostatnich dwóch tygodniach, oczywiście nie wszystkie udało się uwiecznić na zdjęciach.
Najpierw udało mi się z bliska sfotografować pana gila, który zakradał się do karmnika.
Najpierw udało mi się z bliska sfotografować pana gila, który zakradał się do karmnika.
Udało mi się w końcu spotkać z Agatką z "Kącika Małej Sowy" i dokonać naszej wymianki, która jak wiecie jest wieloetapowa i to była jej pierwsza część. Otrzymałam wspaniałe przyborniki na druty i wspaniałe serducha:
Udało mi się nauczyć i zrobić pierwszą szydełkową skarpetę, która zapoczątkowała ich "mini produkcję", ale o tym w innym poście:
Dotarła do mnie w końcu zamówiona przesyłka z nowym zapasem koralików:
oraz z długo poszukiwanymi po naszych regionalnych bibliotekach, a w końcu zamówiona w internecie, literatura. Jestem strasznie sentymentalna, o czym się jeszcze pewnie niejednokrotnie przekonacie i mało mnie obchodzi, że w książce tej trąci poprzednią epoką polityczną. Jak miałam 7 lat to nawet o tym nie miałam pojęcia, a teraz liczy się dla mnie to, że ponad 33 lata temu (wtedy byłam w klasie I podstawówki) to właśnie ta książka była moją PIERWSZĄ KSIĄŻKĄ WYPOŻYCZONĄ ZE SZKOLNEJ BIBLIOTEKI. Z łezką w oku otwierałam paczkę, bo chcę, żeby moje dzieci miały jako takie pojęcie o tym jak wyglądała szkoła i jak było ponad 30 lat temu.
Kolejna pozycja literaturowa to już trochę późniejsze czasy czyli jakieś lata przełomu lat 80 i 90. Kolekcjonowałyśmy te komiksy z Siostrą namiętnie. Niech moje Córcie wiedzą, że mamy też polską wersję Asterixa i Obelixa (jeśli mnie pamięć nie myli to Kajko i Kokosz powstały chyba pod wpływem historii tych dwóch Galów?)
Odbyłam też z całą rodzinką służbowo-sentymaentalną podróż do miasta mej młodości - dawnej stolicy dawnego mojego województwa - Bielska-Białej, ale o tym postanowiłam napisać innego, nie-robótkowego posta:
Udało się nam pomyślnie załatwić soczewkę protetyczną z otworem źrenicznym i okulary dla mojego Męża, po którą musieliśmy udać się do Krakowa - naszego staro-nowego miasta wojewódzkiego. Teraz Mąż uczy się z nią egzystować. Tę podróż też odbyliśmy rodzinnie (dziewczynki mają jeszcze ferie) i razem udaliśmy się do Sanktuarium w Łagiewnikach:
Najbardziej radosnymi i szczęśliwymi są te chwile, które możemy spędzić razem, całą czwóreczką.
Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Pozdrawiam i do kolejnego!!!!!
Oj widzę , że będzie się działo, będzie zabawa -koralikowa. Ja też jestem sentymentalna i z łezką w oku wspominam minione lata. Pozdrawiam serdecznie.Magda
OdpowiedzUsuńpiękne wspomnienia te dawne i te teraźniejsze...
OdpowiedzUsuńwspaniale uchwyciłaś mile spędzony czas!! :*
a na robótki czekamy,oj czekamy!!
Nie wiem od czego zacząć...
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim świetne zdjęcia gila! U mnie ich nie widziałam.
Jeśli chodzi o książki, zresztą nie tylko, też jestem sentymentalna. "Pyza na polskich dróżkach", "Koziołek Matołek", "Tytus, Romek i Atomek" - te książki zapamiętam do końca życia! A czy nasze dzieci coś zapamiętają?
Pozdrawiam Bożenko:)
Zapomniałam jeszcze napisać, że w Łagiewnikach też byłam - wspaniałe miejsce!
OdpowiedzUsuńPiękny post robótkowo - przyrodniczo - podróżniczy:) Najpiękniejsze chwile to takie, które cieszą nasze serce, i kiedy możemy je dzielić z najbliższymi:) Dla takich momentów warto żyć:)
OdpowiedzUsuńTeż jestem sentymentalna i nie rozstaję się ze swoimi ukochanymi książkami z dzieciństwa. Kocham szczególnie ,,Pana Kleksa", ,,Małego Księcia", ,,Królową Śniegu", ,,Ronję, córkę zbójnika".
Pozdrawiam:)
Piękne zdjęcia gila i bardzo miłe podsumowanie tygodnia!!Wielu miłych chwil w kolejnym tygodniu :)!!
OdpowiedzUsuńKochana ja Cię doskonale rozumiem - także jestem sentymentalna i uwielbiam książki mojego dzieciństwa:) Podróże także... I w ogóle cieszę się, że:
OdpowiedzUsuń1. Poznałyśmy się i na tym nie koniec
2. Z Mężuszkiem lepiej
3. Tyle dobrego Cię spotyka!
Śliczne ptaszątka:) Uwielbiam gile i dzikie kaczki!!
OdpowiedzUsuń